Jesienne Czerwone Wierchy

Chyba każdy przyzna, że pobudka o 3.45 nie należy może do najprzyjemniejszych, ale fakt, że za parę godzin będziemy w naszych ukochanych Tatrach diametralnie zmienia postać rzeczy. Kilka minut po otwarciu lewego oka Piotrek pakuje plecki do bagażnika, a Sylwia zalewa herbatę w termosie wrzątkiem. Jeszcze tylko na chwilkę podjeżdżamy po naszych towarzyszy i w drogę! 



Niestety podróż trwała troszkę dłużej niż myśleliśmy (to nie Piotrek przeoczył zjazd na Kraków ;P) i dopiero ok 11 docieramy na parking przed dworcem PKP w Zakopanem. Szybka zmiana odzieży i obuwia, plecak na ramię i startujemy. Szybko łapiemy busa do Doliny Kościeliskiej i koło południa przekraczamy bramy Tatrzańskiego Parku Narodowego. Z bananem na twarzach ochoczo cała czwórka maszeruje z lekkim niedowierzaniem, że weekendowy spontan w Tatrach wypalił. A przeciwności losu było przecież mnóstwo: od rozgrzebanego remontu do rwanych ósemek cztery dni wcześniej :) Ale udało się!











Musieliśmy policzyć się z Czerwonymi Wierchami, których z różnych powodów nie udało się całych zaliczyć podczas sierpniowego urlopu i od Kasprowego przeszliśmy tylko do Przełęczy pod Kopą Kondracką ;) W pierwszy weekend października zdecydowaliśmy się uzupełnić tą lukę w naszych górskich wędrówkach. Był to dla nas wyjazd wyjątkowy i to z kilku powodów: po pierwsze ze względu na naszych towarzyszy, Justyna i Kamil - to zapaleni sportowcy :) (Kamil nawet pisał dla nas kilka porad jak przygotować się do wyjazdu w góry) Po drugie pierwszy raz zdecydowaliśmy się spakować się w trochę większe plecaki i spędzić noc w schronisku. No i po trzecie spotkać się z naszymi Tatrami po raz pierwszy w jesiennym wydaniu :)






Pogoda nie rozpieszczała nas od samego początku, ale niespecjalnie nam to przeszkadzało, ważne było to, gdzie jesteśmy ;) Po krótkiej rozgrzewce zielonym szlakiem odbijamy w lewo i przez dłuższy czas będziemy wędrować czerwonym. Początkowo droga prowadzi pośród krzewów i drzew ale wchodząc coraz wyżej orientujemy się, że niestety nie będziemy dziś mieć słońca, dodatkowo zaczynamy robić przerwy na odpoczynek bo cięższy bagaż na plecach daje się nam we znaki.








Pogodzeni z tym, że omijają nas genialne widoki idziemy dalej. Do plecaków spakowaliśmy też bardzo dobre humory (na szczęście to nic nie waży) i zdobywaliśmy po drodze wszystkie możliwe "Mleczne Góry" ;) Aż tu nagle pogoda sprawia nam niespodziankę, tuż przed Chudą Przełączką zaczyna się powoli przejaśniać, górskie szczyty pięknie prezentują się w delikatnym wianuszku chmur.





















Świadomi zmienności pogody postanawiamy wykorzystać każdą chwilę na uwiecznienie tych widoków, przez co wydłużamy czas naszej wędrówki. Ale jak tu przejść obok takich niezwykłych panoram obojętnie? Nie da się ;) Szczególnie okazale prezentuje się Giewont, którego od tej strony (zachodniej) nie mieliśmy jeszcze przyjemności oglądać.


















Ten niesamowity spektakl mamy okazję podziwiać niestety przez niedługi czas. Tabliczki z na szczycie Ciemniaka niestety z powodu mgły nie udaje nam się odnaleźć... Może gdyby nie późna pora postanowilibyśmy jej poszukać, ale wszystkie znaki na mapie i niebie (a przede wszystkim na Gpsie ) mówiły, że pierwszy szczyt Czerwonych Wierchów właśnie zdobyliśmy. Nie zatrzymując się ruszamy dziarsko dalej i po kolei mijamy Krzesanicę, Małołączniak (tym razem znaleźliśmy tabliczkę co możemy udowodnić fotką!) i docieramy do Przełęczy pod Kopą Kondracką! Cel zdobyty, całe Czerwone Wierchy nasze ! :) Nawet aura cieszy się razem z nami i widoczność robi się całkiem niezła.








Zostawiamy czerwony szlak i dalej żółtym udajemy się do Przełęczy Kondrackiej. Po drodze robimy sobie krótką pogawędkę i sesje zdjęciową z kozicami :) Pierwszy raz widzieliśmy kozice z tak bliska!!! (Jak się później okaże, następnego dnia spotkamy też kumpla kozic, tylko trochę większego!)





Po krótkim odpoczynku na Przełęczy schodzimy do naszego celu Schroniska na Hali Kondratowej. Tu czeka na nas jak zwykle miła obsługa i gorąca herbata z sokiem malinowym smakuje wyśmienicie! Jesteśmy zauroczeni atmosferą schroniska, ludzie niezwykle mili. Spędziliśmy kilka godzin rozmawiając, grając w karty słuchając gry na gitarze. Piotrek mógł pochwalić się znajomością tekstów piosenek a raczej swoich, nowych wersji. :D Zaczynamy czuć zmęczenie całego dnia i kiedy tylko możemy położyć się na długo wyczekiwanym kawałku podłogi usypiamy jak dzieci ;)



3 komentarze:

  1. http://3.bp.blogspot.com/-01nrLHxrvWY/VELZ2jmRg_I/AAAAAAAACok/Y5uCdI8r7LA/s1600/IMG_3170.JPG - ciekawie wyszło! Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego co wiem to na Ciemniaku nie ma tabliczki, jeśli się mylę niech mnie ktoś poprawi. :) Bardzo fajną pogodę trafiliście, niezwykle fotogeniczna. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie gdyby widoczność była lepsza to byśmy zobaczyli, że jej nie ma, a tak żyliśmy w nieświadomości ;)

      Usuń

 

INSTAGRAM