Rysianka, Lipowska i Boracza

Aby jeszcze bardziej urozmaicić nasze górskie wędrówki, na ten dzień P. zaplanował aż trzy schroniska. S. była wniebowzięta, bo przy jej apetycie w górach oznaczało to dużo samych pyszności :D 






Naszym celem były trzy hale: Rysianka, Lipowska i Boracza. Busem o 7 rano dojechaliśmy do Huty Złatna, gdzie zaczyna się czarny szlak do schroniska PTTK Rysianka. Ważną informacją jest również to, że jest to Szlak Papieski. 






Droga na halę jest bardzo przyjemna. Najpierw szlak prowadzi co prawda asfaltem, ale później wiedzie dość szeroką leśną ścieżką, która w pewnym momencie przecina urokliwy potok z przepięknie ułożonymi, drewnianymi kaskadami. Oczywiście S. zarządziła w tym miejscu sesję fotograficzną. 









Po dłuższej chwili ruszyliśmy dalej.  Nigdy nie zapomnimy tej wspaniałej i wszechogarniającej przyrody na szlaku. To było niesamowite. Zieleń drzew, śpiew ptaków, polany pełne krzaków jagód i malin, a w końcu przestrzeń hal - pełnia szczęścia. To był kolejny szlak na naszej górskiej drodze, ale miał on coś w sobie magicznego. Upojeni górami docieramy do schroniska Rysianka. Droga sprawiła, że moglibyśmy zjeść konia z kopytami, jednakże P. zdecydował się na jajecznicę, a S. na gotowane kiełbaski :D 










Po obfitym śniadaniu udaliśmy się z ciepłą herbatą na ławkę przed budynek, aby napawać się widokami m.in. Pilska i Diablaka. Kiedy nasze górskie apetyty, choć trochę udało się zaspokoić ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie była ona zbyt długa, gdyż po ok. 10 minutach byliśmy przy schronisku na Hali Lipowskiej. Prosząc przypadkowego turystę o  tradycyjną fotkę przy schronisku dowiadujemy się o "specjalności zakładu" - domowych pierogach z bitą śmietaną i jagodami zza płotu. Grzechem byłoby nie spróbować takich pyszności a skoro nie jedliśmy deseru po śniadaniu to skusiliśmy się na jedną małą porcyjkę - ledwie zjedliśmy ją razem ;) Urzekła nas tu niesamowicie domowa atmosfera, czas oczekiwania na pierogi pracownicy schroniska umilali nam rozmową, a my odwdzięczyliśmy się pomocą przy składaniu świeżo wypranej pościeli. Po niesamowitym obżarstwie wytoczyliśmy się w dalszą drogę.













Kolejnym punktem naszej podróży była Hala Boracza i tamtejsze schronisko. Pierwotnie planowaliśmy iść zielonym szlakiem, ale niestety z powodu osuwiska szlak był zamknięty. P. oczywiście znalazł nam alternatywną drogę, która wiodła żółtym szlakiem do Hali Redykalnej, następnie czarnym, a w końcu zielonym. 










Tuż przed schroniskiem napotkaliśmy stado owiec zaganianych przez Bacę z hali do zagrody. Niesamowity widok. Największe wrażenie zrobiły na nas dwa psy pasterskie, które niczym najwytrawniejsi taktycy odpowiednio przemieszczały się, aby całe stado razem trafiło do zagrody. Rozbawieni widokiem hasających psów dochodzimy do schroniska PTTK na Hali Boraczej. Szybki posiłek w budynku i mykamy na zewnątrz, żeby poszukać odpowiedniego cienia z widokiem na Beskid. 
















Po prawie godzinnej sjeście leniwie zbieramy się do drogi powrotnej do Rajczy. Wybraliśmy niebieski szlak, który kończy się prawie przy naszym noclegu. 







Była to niesamowita wycieczka, która dała nam duuuży zastrzyk energii, cudownych wrażeń i niezapomnianych wspomnień. Ta wycieczka to nie tylko trzy pieczątki więcej w książeczce i tyle samo odznak, to także kolejny przykład na piękno Beskidu Żywieckiego.


0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

INSTAGRAM